Od 23 marca do 13 w kwietnia S&P wzrósł o ponad 27%, Dow Jones o 32%, podczas gdy w ciągu tych 3 tygodni 16 milionów amerykanów straciło pracę, czyli ok 10% wszystkich pracujących w USA. Podobnie zachowują się giełdy w Europie. Polski WIG20 wzrósł w tym czasie o 24%, a gospodarka od 3 tygodni jest sparaliżowana narodową kwarantanną. Zachowanie giełd można by zrozumieć jeśli rzeczywiście byłaby szansa rychłego zneutralizowania wirusa i skutków załamującej się gospodarki światowej.
Zapewne osoby nie obserwujące na co dzień kursów giełdowych, mogą stwierdzić, że to po prostu odreagowanie po ok 30% spadkach od szczytów hossy z okresu 2009-2020. Sęk jednak w tym, że wyceny akcji są obecnie prawdopodobnie najwyższe od 2009 roku w stosunku do przychodów i zysków spółek.
W 2015 roku napisałem artykuł: Giełda to gra dla naiwnych, za który część osób mnie krytykuje, część bije brawo i potwierdza moje doświadczenia. Otóż, szalone wzrosty indeksów giełdowych z ostatnich tygodni tylko potwierdzają, że ceny akcji na giełdach zachowują się jakby oderwane od jakiejkolwiek logiki oraz fundamentów. Przypomina to kasyno, tylko… kto w tym kasynie wygrywa i kto pcha ceny akcji przez ostatnie tygodnie tak mocno do góry? Kto ma na tyle pieniędzy?
Banki inwestycyjne Morgan Stanley oraz Nomura. Ten ostatni określi, to co się dzieje na giełdach w następujący sposób:
„Ten nie entuzjastyczny, nieorganiczny rajd na rynku niedźwiedzi”
Bank dodaje, iż…
„odbicie na giełdzie na głównych rynkach światowych jest spowodowane przez wyjścia z krótkich pozycji, w tym z pozycji utrzymywanych przez systematycznych traderów (systemic traders).
Obroty na giełdach są stosunkowo niskie, szczególnie w ostatnim tygodniu co także daje wskazówkę. Bank Nomura pokazał także ciekawy wykres zaangażowania funduszy nastawionych na wzrosty cen akcji – ich aktywność zakupowa jest niska, szczególnie funduszy opierających się na przesłankach analizy fundamentalnej.
W ostatnich 3 tygodniach FED rozpoczął pompowanie bilionów dolarów w rynek. Bank centralny USA skupuje m.in. śmieciowe ETF-y i obligacje. Prawdopodobnie ma to przełożenie właśnie na szalone wzrosty cen akcji. Wielu ekspertów już od paru lat wskazuje, że pieniądz z banków centralnych z tzw. repo, który z założenia ma zasilać w płynności banki stał się paliwem wzrostu cen aktywów. Jednocześnie zmniejszenie QE i podobnych działań przekładało się na spadki cen lub mocne wahania cen aktywów.
W artykule „Banki centralne biją rekordy w dodruku pustego pieniądza” z kwietnia 2019 roku pisałem o dodruku następująco:
Niestety jak wiadomo, narkotyk daje pozytywnego kopa… ale absolutnie nie jest trwałym rozwiązaniem problemów. Wręcz przeciwnie, jego długotrwałe stosowanie ma niszczący wpływ na gospodarkę – jej efektywność spada bo kara za nadmierne ryzyko i złe decyzje uchodzi płazem.
Obecny kryzys koronawirusowy i dodruk na skalę, którą trudno sobie wyobrazić (mówi się o ponad 9 bilionach USD + kolejne biliony od pozostałych banków centralnych) przechyli Świat na stronę korpo-socjalizmu, gdzie banki centralne sterują gospodarką i staną się dominującym posiadaczem aktywów. Tylko od bankierów zarządzających bankami centralnymi będzie zależało czy dana cena aktywa rośnie czy maleje.
W raporcie z rynku Forex Deutsche Banku (0.4.2020), makro strateg George Saravelos, stwierdził, że FED przejmuje rynki kapitałowe, puentując to w następujący sposób:
„Nie ma już czegoś takiego jak wolny rynek”
Moim zdaniem od dawna go już nie ma w gospodarce realnej, z tymże teraz już nawet na rynku kapitałowym go nie ma. Jedynym „bogiem” rynków finansowych zostały banki centralne, już nawet fundusze inwestycyjne i banki inwestycyjne stały się nieistotnymi graczami.
W gospodarce realnej hierarchia będzie wyglądać podobnie, banki centralne, rządy i korporacje zupełnie zdominują gospodarkę z perspektywy zwykłego człowieka.
W każdym razie, dopóki banki centralne nie zniszczą kompletnie gospodarki i walut, takie zjawiska jak hossa na giełdzie podczas największego kryzysu gospodarczego od lat 30 XX w, będą mieć miejsce.